Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/63

Ta strona została przepisana.

Drugi nie ma tak wiele swojej majętności,
Jako wiele wyrządza dobrym ludziom złości.
Nie chcą temu zabieżeć, którym to należy,
Dobrze, żeby zuchwalec posiedział też w wieży;

Bo nam z nimi przychodzi nietrafna biesiada.
605 

Możesz z nimi posiedzieć rano do obiada,
Ale zaś od obiada do późnej wieczerzy,
Gdy nań rosa wystąpi, rozum włosy wzjeży:
Hardzie każe na męstwo, siedzi by koczkodan,

Posąg srogi okazał, gębę z wąsem odął.
610 

Panowie je też częścią k temu przyprawują,
Chocia winien, za nimi często się wzdejmują.
Ktoby się chciał ślachcicem z domu prawym mienić,
Nie miałby na żadny czas postawy odmienić:

Tak rano, jako w wieczór, w biesiedzie, w pacierze,
615 

Takiemuby rzekł każdy, ślachcic w prawej mierze.





ROZDZIELENIE SZÓSTE.





BARAN LEWY MÓWI:

Już zasię małżonki ich co za dziwy stroją,
Ludzi się nie sromają, ani Boga boją:
Jęły się pisma czytać, kądziele przestały,

Przeto nam na koszule tak płótna zdrożały.
620 

Jakie zbytnie ubiory co rok wymyślają,
Dziwna rzecz, iż mężowie tego dopuszczają.
Która nie ma własnych szat, ta indzie pożycza,
Nie każda się mężowi z tych zbytków wylicza.