Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/66

Ta strona została przepisana.

46 </poem> A gdy w sześciniedzielach która kiedy leży, Poduszek pstrych do wierzchu nad sobą najeży; Kobiercami ze wszech stron ściany zobijano, Prześcieradła tkankami w koło zbramowano. Przyjadą nawiedzając przyjaciółki miłe, Ukażą, co umieją, a zwłaszcza opiłe. Ladaco powiadają, przy łożu siedzęcy, Miód, wino, małmazyą z kosmatym pijęcy. To będa pić maciorki, pani młoda mdleje, Jedna z tyłu podnosi, druga na nię wieje, Druga woła dyptanu, dobry na omdlenie, Uskromi to niewieście w żywocie gryzienie. Popiwszy się, to stroją rozliczne fierleje, Jedna drugą odezepi, i oczy zaleje, A drugiej zawijają mokrą chustką głowę, Dziwnąby tam oglądał biesiadę, rozmowę. 705 Lepiejby paniej młodej w ten czas być bez gości, Niżli leżeć strapiona w takiej niewczesności. Pódźże też do miejsckich żon. Jak są gladkiej mowy, Chocia pisma nie umie, zwycięży cię słowy: Ma po temu języczek, ma mieszek szeroki, Daj, coś winien, młodzieńcze, nic tu na odwłoki. Moja kuchnia, naczynie, postąpię i ławy, Dam i obrusa na stół, jedno nakup strawy, Dam i konwie po wino, dam też na stół chleba, Ale co jedno powiem, to zapłacić trzeba. Szlachciankom się przeciwią, pstrzą się też by sroczki, Twarz gore, trzewik skrzypi, brwi czarne i oczki. Bociki sznurowane, tabinowa szata, Folwarków żadnych nie ma, dobytka, ni płata, Ma pierścienie, ma perły, klejnoty od złota, Ostrzegajże się mężu, byś nie ciągnal kota: </poem> 690 Sześciniedziałka.