Nazajutrz przyszła na pierwszą lekcję ciocia Wandzia. Bronka czekała jej z lekkim niepokojem. Panna Wanda przychodziła czasami do pałacyku pana Torskiego, by zobaczyć dziecko ukochanej niegdyś kuzynki, ale była tak pochłonięta swą pracą i społecznemi obowiązkami, że serdecznej nici nie było dotąd między nauczycielką a jej przyszłą uczennicą.
Parę razy też do roku pan Andrzej z córeczką zaglądał do skromnego pokoiku, położonego na czwartem piętrze przy ul. Hożej.
Panna Wanda była serdeczna dla Bronki, ta jednak obojętnie przyjmowała pieszczoty ciotki, krytycznie patrząc na skromną szarą jej sukienkę. Od urodzenia żyła w zbytku, a pani Gorska i mlle Yvette zwracały jej uwagę na ładne stroje i suknie, kosztowne koronki i jedwabie, rozbudzając w ten sposób zamiłowanie zbytku i strojów. W pałacyku przy Alei Róż wszystko było wytworne, piękne i wygodne. A u cioci Wandzi skromna otomana, biurko, przy niem fotel, parę krzeseł stanowiło całe umeblowanie. Przy oknie tylko stał kosz