Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

Tamtą mógłby złamać lada podmuch wiatru, ta pójdzie przez życie przebojem, nie zrażając się żadnemi przeciwnościami... I dobrze!
Ostatnie słowa wymówił niemal głośno, dosłyszała je Bronka i jednym skokiem była na kolanach ojca.
— Co dobrze?, tatusiu? — zapytała — powiedz, tatusiu, co?
Pan Torski rozśmiał się.
— Cóż, nawet mi myśleć głośno nie wolno, muszę wszystko mówić mej pieszczotce? — mówił głaszcząc ciemne kędziory dziewczynki.
— A bo jak ty mówisz dobrze — rzekła Bronka — to my pojedziemy trochę z tobą w Aleje, dawno już nie jeździłam kucami.
— Dziś już stanowczo za późno — odrzekł ojciec. — Pojedziesz jutro.
Bronka wydęła usteczka.
— Ale kiedy ja dziś chcę — powiedziała stanowczym głosem. — Jutro ty będziesz zajęty.
— To pojedziesz z mademoiselle Yvette — odrzekł ojciec. — Trzeba już się raz nauczyć, że niezawsze można robić to, czego chcemy.
— Wolę jeździć z tobą, niż z mademoiselle — mówiła dziewczynka. — Ty tak rzadko ze mną wyjeżdżasz, tatusiu.
I objęła ojca serdecznie rączkami za szyję.
Poważny przemysłowiec zmiękł.
— Dziecina prosi — rzekł, tuląc Bronkę — ale kiedy już późno, naprawdę późno, królewno moja.