Ale Bronka była jeszcze za mała, by te zmiany móc dostrzec, a przytem tak bardzo pochłaniała ją myśl o dzisiejszej zabawie, że nic poza nią jej nie
obchodziło.
— Przyjechałeś, tatusiu — mówiła, całując serdecznie ojca — a ja się tak bałam, że zapomnisz o dzisiejszym dniu, lub że te nieznośne interesa zatrzymają cię w Warszawie.
— Dostałem przecież zaproszenie na bal do królewny-wróżki, więc zapomnieć nie mogłem — uśmiechnął się ojciec.
— To ślicznie, tatusiu, zobaczysz, że nie pożałujesz tego.
A pan Andrzej przyciągnął dziecko do piersi.
— Wobec tych zabaw, Bronko, nic ci nie przywiozłem na wiązanie — mówił. — Ale oto masz mały portrecik twej matki, zrobiony, gdy jeszcze była narzeczoną. Nie rozstawałem się z nim nigdy. Teraz ci go oddaję; patrz często na tę drogą, kochaną twarz i bądź podobna do niej.
I podał córce mały wizerunek ślicznej jasnowłosej dziewczyny. Słodkie, niebieskie oczy z miłością zdały się patrzeć na Bronkę.
— Jaka ona była śliczna — zawołała dziewczynka — moja matusia kochana!
— I jaka dobra — szepnął mężczyzna. — Ty nawet, Bronko, nie wiesz, jaka ona była dobra.
Dwie łzy spłynęły mu po twarzy.
Dziewczynka spojrzała zdumiona. Jej śliczny tatuś płacze... Zarzuciła mu ręce na szyję i scałowała te łzy.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.