Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

— Są to zupełnie tacy sami ludzie jak i my, — odrzekła panna Wanda — mimo że nie mieszkają w pięknych domach i nie chodzą w bogatych sukniach. W ten sposób, w jakibyś zapraszała Zosię, należy zaprosić i tę biedną kobietę. — Mówiąc to, poprowadziła Bronkę do miejsca, gdzie pod drzewem siedziała biedna rodzina, gorzko płacząc nad swem nieszczęściem.
Dzieci były małe, najstarsze miało lat sześć, najmłodsze jeszcze na ręku matki.
— Córka pana Torskiego z Bronkowa prosi was, byście do nich pojechali, matko — rzekła panna Wanda — prawda, Bronko?
— Proszę bardzo, niech pani do nas jedzie z dziećmi, — prosiła Bronka, chcąc jak najgrzeczniej zaprosić.
Kobieta spojrzała na dziewczątko z wdzięcznością.
— O, moja śliczna panieneczko, aniołku złoty! — zawołała — Niechże ci Pan Jezus wynagrodzi, żeś pomyślała o nas sierotach, ale czybym ja śmiała?
Tu już panna Wanda poparła prośbę Bronki, a prosiła tak mile, tak umiała zachęcić, że nieszczęśliwa kobieta zgodziła się.
Panna Wanda zwróciła się do ekonoma, który tu przyjechał z czeladzią, i poprosiła go, by ułatwił biedakom przyjazd do dworu, do którego było dwa kilometry drogi.