Służba telefonicznie zawiadomiła lekarza i pannę Wandę.
— Stało się — szepnęła do siebie ciocia Wanda, patrząc w parę chwil potem na leżącego nieprzytomnie pana Andrzeja. — Zabiła go niestety gorączka pracy i złota.
Wysłała co rychlej depeszę do pani Gorskiej, by zaraz wyprawiła Bronkę z panną Yvette do Warszawy, a sama dla uporządkowania domu w Bronkowie została tam jeszcze parę dni.
Po załatwieniu tej sprawy, oraz zawiadomieniu uczennic swych, że przez parę dni nie może być na lekcjach, zasiadła przy łożu chorego.
Przywrócono go do życia, ale przytomności nie odzyskał. Raz tylko jeden otworzył na chwilę oczy, a widząc pochyloną nad sobą pannę Wandę, wyciągnął rękę i szepnął: „Bronka“.
Dwóch najlepszych lekarzy walczyło ze śmiercią o życie człowieka, ale walka była nierówna — chory nie otwierał oczu, leżał bezwładny i obojętny na wszystko. Panna Wanda drżała.
— Czy aby jeszcze dziecko w porę przywiozą? Czy pozna on tę swoją królewnę ukochaną? A i ona jak zniesie ten straszny cios? — Dziecko szczęścia nie znało dotąd smutku, a ot, w jednej chwili wszystko się dla niej kończy.
Przeczuwała bowiem panna Wanda, że inna rzecz grozi jeszcze Bronce: utrata majątku.
Ale czemże to wszystko było wobec utraty ojca! Niechby wszystko było stracone, a on żył, nie-
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.