Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

chem przez cały czas podróży. Dziewczynka więc jechała zupełnie spokojna i wesoła, myśląc, że wraca do ojca. O chorobie jego dowiedziała się dopiero na dworcu.
— Trzeba, Bronko — mówiła, jadąc z nią powozem panna Wanda — byś była zupełnie spokojna. Tatuś ciężko zachorował; lepiej mu będzie z pewnością, gdy swą dziewczynkę będzie miał przy sobie. Ale trzeba, by dziewczynka była rozsądna, nie płakała, nie wołała głośno przy chorym, bo lekarze zalecają wielki spokój i ciszę.
— Ale tatuś nie umrze? — zapytała dziewczynka ze łzami. — Ciociu, powiedz, prawda, on nie umrze?...
Serce panny Wandy ścisnęło się boleśnie. Nie miała sił powiedzieć prawdy.
Bronka wybuchła strasznym płaczem.
— Bóg dobry — szeptała uspokajająco ciocia — prosić Go trzeba o życie ojca, Bronko, On wszystko może.
Dojechały do domu.
Z bijącem sercem wchodziły obie na schody. W przedpokoju spotkał je lekarz. Znała go Bronka i wyciągnęła ręce ku niemu.
— Panie doktorze, wyleczysz pan tatusia, prawda? on wyzdrowieje?
— Cicho, cicho — szeptał lekarz — nie trzeba płakać, bo to tatusiowi zaszkodzi.
I powiódł ją sam do chorego, upominając, by była cicha i spokojna. Panna Wanda szła za nimi.