Nazajutrz o dziesiątej rano w gabinecie mecenasa Stoińskiego, najwybitniejszego prawnika w Warszawie, wobec licznego grona przemysłowców, oraz rodziny p. Andrzeja — pana Karola Torskiego i panny Wandy Kańskiej — omawiano sprawę interesów zmarłego przemysłowca.
Ruina była zupełna. Tylko przez sprzedaż pałacyku przy Alei Róż oraz Bronkowa można było ocalić dobre imię pana Andrzeja i spłacić tych ludzi, którzy chcąc mu dopomóc, w ostatniej już chwili powierzyli mu swoje kapitały. Wszystkie fabryki i przedsiębiorstwa padały. Z olbrzymiego majątku nie pozostawało literalnie nic.
— Chyba — kończył mecenas swe smutne sprawozdanie, — że jest ktoś z pośród przyjaciół lub rodziny zmarłego, który mając duży kapitał, zechce pracować nad uratowaniem tego funduszu. Byłby to czyn prawdziwie piękny i obywatelski, bo znaliśmy wszyscy pana Andrzeja, wiemy, że nie karty, hulanki lub inne podobne rzeczy spowodowały tę ruinę. Przemysł nasz w ostatnich latach przechodził ciężki kryzys, niejedno przedsiębiorstwo padło. Tu byłby sposób ocalenia, gdyby nie śmierć jego nagła, która zniszczyła ostatecznie wszystko. Śmierć ta ruiną jest dla setek ludzi, którzy w przedsiębiorstwach Torskiego byli zatrudnieni. To też ten, kto ocali interesa pana Andrzeja, tem samem ocali istnienie wielu obywateli naszego kraju. Ochroni ich od ostatecznej nędzy.
Mówiąc to mecenas, spojrzał w stronę pana Karola, ale ten się nie ruszył.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.