Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

Po mądrej twarzy mecenasa przebiegł lekki uśmiech.
Panna Wanda milcząco skinęła głową, poczem wymówiwszy się koniecznością powrotu do chorej, pożegnała obu panów.
Przy łóżku Bronki zastała Kępę.
— I cóż? — zapytał.
W paru słowach opowiedziała mu wszystko.
I on jak mecenas ucałował jej ręce.
— Bierze pani ciężkie zadanie — mówił — ale tylko pani mogła się tego podjąć. Drżałem na myśl, że dziecko zostanie pod opieką dorobkiewicza.
— Czy jednak uratuje ją pan? czy aby jest nadzieja utrzymania jej przy życiu?
— Robię wszystko co jest w mocy ludzkiej — odrzekł Kępa — dziś jeszcze urządzę konsyljum, wezwę dwóch specjalistów, niech zbadają chorą i orzekną, jaką kurację należy tu stosować. Naradę tę uważam za konieczną i z tego względu, że wobec ogłoszenia upadłości należy dziecko co rychlej stąd zabrać.

· · · · · · · · · · · · · · ·

Długie dnie upłynęły od chwili, gdy panna Wanda objęła opiekę nad sierotą.
Opadły już całkiem liście z drzew, jesienne mgły otuliły ziemię, a Bronka wciąż jeszcze nie wiedziała, co się koło niej dzieje.
Aż pewnego grudniowego dnia zbudziła się po dłuższym śnie i przytomnemi oczyma rozejrzała się dokoła. Nie poznawała swego mieszkania. Na