a ich samych wypędzali albo nawet zabijali. Pamiętała dobrze tę książkę, którą jej czytała panna Yvette, o małych dzieciach, co to musiały uciekać z pięknego pałacu i chronić się gdzieś w starym klasztorze, bo źli ludzie zabrali im wszystko i jeszcze je zabić chcieli. Płakała, słuchając tej opowieści. A teraz tak samo z nią zrobiono.
I zanosiła się od płaczu.
A gdy panna Wanda uspokajała, pieściła ją i mówiła, że przecie tu ma dom, że będzie jej córeczką i będą razem żyły szczęśliwie, Bronka wybuchnęła:
— Jak Szymonowa i ja teraz nie mam domu swego!
Wieczorem dostała gorączki.
Przyjechał Kępa i kazał położyć ją do łóżka.
Po kilku dniach gorączka minęła, ale pozostało silne osłabienie i ogólna niemoc.
Nie płakała wcale, nie narzekała już teraz, tylko zacięła się w milczeniu. Całe dnie siedziała przy oknie, cicha i obojętna na wszystko, co się dokoła
niej działo.
Panna Wanda musiała wrócić do lekcyj przerwanych chorobą Bronki. Wzięła ich teraz nawet więcej, niż poprzednio. Całe zatem dnie zajęta była.
Nie chcąc jednak dziewczynki samej zostawiać, sprowadziła do niej znajomą jej z dawnych lat Anię Żelską.
Gdy jednak po raz pierwszy Ania przyszła odwiedzić Bronkę, ta przyjęła ją milcząco, obojętnie,
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.