Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

przemówiła zaledwie parę słów i wyszła do drugiego pokoju i tam siedziała aż do odejścia Andzi. Musiała więc panna Wanda sama zająć się gościem. Nie chcąc zaś w niczem wywierać przymusu na Bronkę, nic jej nie powiedziała, nie zwróciła uwagi na całą niewłaściwość jej postępku.
Ania przyszła jeszcze parę razy, lecz przyjęta znowu w podobny sposób, usunęła się wkońcu.
Zostawała więc Bronka sama całe dnie w pokoju i, siedząc przy oknie, obojętnie patrzyła na białe płatki śniegu, padające na bruk i chodniki.
Na kolanach trzymała dużą lalę, dawny dar od tatusia, wspomnienie dobrych, wesołych dni. Lalka była jedyną jej powiernicą. Przed nią skarżyła się dziewczynka, jej jednej opowiadała o tem, że tatuś umarł, a źli ludzie wyrzucili je obie z domu, i oto nie mają już nic swego, żyją, jak Szymonowa, z łaski cioci Wandy.
Do cioci tej żal też wielki miała Bronka.
— Dlaczego? czemu pozwoliła zabrać wszystko tamtym? Wszak to była własność jej, Bronki, i ciocia powinna była na to nie pozwolić.
Siły nie wracały mimo starań lekarza i troskliwej opieki, jaką dziecko było otoczone.
Kępa wpadał często i on jeden tylko umiał wywołać uśmiech na bladą twarzyczkę Bronki.
Z nim rozmawiała chętniej, weselej, niż z panną Wandą, a ta widząc niechęć dziecka do siebie, nie narzucała się jej ani ze swemi pieszczotami, ani zbytnią rozmową, której Bronka unikała wyraźnie.