Niemniej cierpiała nad tem wszystkiem i panna Kańska.
— Dusza tego dziecka chora — mówił Kępa — a tę chorobę uleczyć najtrudniej.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Zabrzmiał znany dzwonek w przedpokoju — Bronka porwała się od okna i pobiegła otworzyć.
Wiedziała, kto przychodzi, a dziś bardziej niż kiedykolwiek stęskniona była do ludzi.
Ciocia cały ranek dawała lekcje w mieście, a od obiadu uczyła w domu. Bronka siedziała sama, tylko z poza zamkniętych drzwi dochodziły ją oderwane zdania i wyrazy.
Do przedpokoju wpadł doktór.
— Już drzwi otwieramy! — zawołał, zrzucając z siebie futro. — Znudziliśmy się wiecznem siedzeniem w pokoju. Doskonale, bo właśnie przychodzę zawiadomić, że mam niespodziankę na jutro.
— Niespodziankę! — powtórzyła dziewczynka. — A czemuż nie na dziś, lecz na jutro dopiero? Ja chcę dziś!..
— Nie, nie — odrzekł doktór — moja niespodzianka będzie dopiero jutro. Dziś już późno, latarnie zapalają, mrok pada, a moja niespodzianka wtedy się tylko uda, gdy będzie słońce i pogoda.
— A jak będzie deszcz? — pytała dziewczynka. — To co wtedy będzie?
— To ucieknie niespodzianka — odparł śmiejąc się doktór — bo ona lubi słońce i pogodę.