stawali zazwyczaj cukierki od swej panienki. Ale tu nie śmiała. Może się na nią gniewać będą.
Sama nie wiedziała, co począć. Nie mogła nie spełnić prośby Kępy, a nie wiedziała, jak się ma do tego wziąć.
Siedziała zamyślona nad tem w ogrodzie, gdy nadszedł Zygmunt.
— O kim tak się zamyśliłaś, panno Broniu? — zapytał. — Czy nie o panu Kępie przypadkiem?
Mówił to tak drwiącym głosem, że serduszko Bronki zabiło. Nie, nie da im przysłanych słodyczy, nie może, jeszcze jej bardziej będą dokuczali.
I nie dała. Zamknęła pudełko w swym kuferku, od którego kluczyk starannie chowała.
Było jej jednak niezmiernie przykro. Sama nie tknęła smacznych owoców, chociaż ślinka jej szła na sam widok. Była tak tem wszystkiem strapiona i rozdrażniona, iż przy obiedzie nie jadła znowu nic.
— Moja Bronko — rzekła pani Karolowa — znowu grymasy. Zupa była wyśmienita, mięso dobrze przyrządzone, dlaczego nie jesz? Mówiłam ci, że szkaradną jest rzeczą podobne postępowanie. Proszę cię, jedz zaraz.
I podsunęła jej talerz z pieczenią.
— Kiedy ja doprawdy, stryjenko, nie mogę jeść — wyjąknęła cichutko.
— Cóż to? chora jesteś? — spytał pan Karol.
— Nie, stryjku — odrzekła — jestem zdrowa tylko nie mogę...
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.