nia panny Wandy obrazki. Duża otomana, biurko i fotel cioci, sprzęty znane z Warszawy. Poza tem szafka z książkami. Tyle było w tym pierwszym pokoju.
— A tu twój pokoik, Bronko — powiedziała ciocia, wprowadzając dziewczynkę do drugiego pokoju.
— Ach, jaki ładny! — zawołała Bronka, uderzając w dłonie. — Ciociu, jak tu ślicznie!
Pokoik mały, ale urządzony z wdziękiem, śliczny był naprawdę. Na jasno malowanych ścianach wisiały obrazki zabrane z dawnego pokoju Bronki, jeszcze z Alei Róż. W rogu na staludze stał portret matki, a na środkowej ścianie, tuż nad stolikiem do pracy, ojca. W tajemnicy przed Bronką zrobił go jeden z malarzy warszawskich, a ponieważ znał dobrze pana Andrzeja, więc podobieństwo było uderzające.
— Mój tatuś, mój tatuś! — zawołała dziewczynka i, wyciągając ręce do portretu, powiedziała jak dawniej: — Tatusiu, tatusiu, ja ciebie bardzo kocham.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nazajutrz wczesnym rankiem zbudziła się Bronka, wyskoczyła z łóżka i wyjrzała oknem.
Ładnie tu było. Domów wcale nie widać, tylko zielone pole, a wdali ogrody.
Czerwieniały już liście drzew i w jasnem, wrześniowem słońcu jaśniały jak wielkie kwiaty na tle ciemnych, niebieskawo-zielonych jodeł i świerków.