z innemi dziećmi, wykładam ten przedmiot, reszty nauk będą cię uczyli profesorowie i nauczycielki.
— Ciekawa jestem tej szkoły — mówiła Bronka. — Czy też tam będzie wiele dziewczynek?
— W twojej klasie jest już ich dziewięć.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Dwa pierwsze dnie zeszły szybko Bronce we Lwowie. Nie zachwycało jej to coprawda, że sama niejedną rzecz musiała zrobić, ale panna Wanda robiła wszystko z taką pogodą, swobodnie i wesoło, że i ona szybko pogodziła się ze swą pracą.
— A czemu w Warszawie Jadwiga robiła to wszystko? — spytała, pomagając zmywać wieczorem filiżanki po herbacie.
— W Warszawie — odparła panna Wanda — byłyśmy bogatsze, i życie tam tańsze niż we Lwowie, i ja zarabiałam wiele więcej niż tu; pieniędzmi zatem, które zarabiałam za lekcje, mogłam opłacić pracę Jadwigi. Tu tyle nie zarabiam, więc trzeba samym pracować więcej.
— Ciociu — zawołała naraz Bronka — zapomniałaś, zupełnie zapomniałaś, że mamy pieniądze. Możemy mieć służącą i ty nie będziesz sama czyściła lamp, bo to nieprzyjemne.
— A jakież my mamy pieniądze? — zapytała z uśmiechem panna Wanda, dalej czyszcząc lampę.
— A te, coś mówiła, że są u pana Stoińskiego, pieniądze mojej mamusi. Weź je, ciociu.
Panna Wanda pokręciła głową.