— Pewno ta pani dyrektorka będzie wielka i chuda pani, a na nosie będzie miała okulary — myślała Bronka, wchodząc na schody — taka zupełnie jak ta, o której czytałam kiedyś z panną Yvette. Głos będzie miała gruby i olbrzymią linję w ręku.
I naraz głośno już zapytała:
— Ciociu, ta dyrektorka bije naprawdę dzieci?
— Dyrektorka bije dzieci? — powtórzyła panna Wanda, zatrzymując się na schodach. — Co też ty opowiadasz, dziecko?
— Ale bo, ciociu, z pewnością tak, każda bije, ja wiem — stanowczym głosem mówiła Bronka — sama czytałam i panna Yvette mówiła mi to zawsze.
— No, jeśli tak jesteś pewna — odparła panna Wanda — to już ci przeczyć nie będę. Przekonasz się sama.
Weszły do pokoju, i odrazu przypuszczenia Bronki rozchwiały się.
Spotkała je młoda jeszcze, skromnie, ale starannie ubrana pani, drobna, szczupła, bez okularów, oczy miała ciemne, mądre i dobre.
Podała rękę pannie Wandzie, podsunęła jej fotel, a sama zwróciła się do Bronki.
— Witam cię, moje dziecko — rzekła — bardzo nas to cieszy, że rodaczka nasza z Warszawy przyjechała uczyć się tu do nas. Jako dzieci jednej ojczyzny, powinniśmy znać się wzajemnie i kochać. A nic tak nie łączy ludzi jak ława szkolna i wspólna praca.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.