Grzywińska. Kilka lat nie widziały się, poznały się jednak obie w jednej chwili i z okrzykiem radości padły sobie w objęcia.
— Nie myślałam nigdy, że cię tu zobaczę — mówiła Krzysia, tuląc się do Bronki.
Była zawsze drobna i szczupła, te same miała jasne włosy, wesołe śmiejące się szafirowe oczy i łagodne, dobre, małe usta.
— I ja „Maleńka“ nie wiedziałam, że się tu spotkamy, — odparła Bronka. — Mówiono mi, żeś wyjechała ze Lwowa.
— A tak, tatko dostał dobrą posadę w Samborze, i przenieśliśmy się tam.
— A wasz ogród?
— Wydzierżawiła go mama, bo trudno było prowadzić dwa domy. Chodziłam do szkół w Samborze, a tej wiosny przenieśli tatka znowu do Lwowa, wrócił tu wcześniej, a ja z mamą zostałam aż do końca wakacyj w Samborze.
— Miałaś pewno dobre stopnie, skoro cię stamtąd przyjęli do seminarjum.
Krzysia roześmiała się wesoło.
— A jakże, przez wszystkie lata miałam tylko zawsze celujące, a z postępowania chwalebnie. A ty?
— Jestem twoją wierną towarzyską, Krzysiu — odrzekła Bronka — i ja mam celujące. Ale muszę ci powiedzieć prawdę, że w pierwszych klasach tak nie było. Nie chciało mi się uczyć. Chciałam pójść do gimnazjum.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.