żała panna Wanda. Słysząc otwierające się cicho drzwi, zapytała:
— Kto tam?
— Ja, ciociu — odpowiedziała Bronka, podchodząc do niej. — Chora jesteś, ciociu?
— To nic, to przejdzie, nie obawiaj się, dziecko — mówiła słabym głosem panna Kańska. — Zmęczyłam się tylko w tych ostatnich dniach, muszę wypocząć. Strasznie mi się spać chce.
Ręce miała gorące i wypieki na twarzy, a dreszcze wstrząsały jej ciałem.
— Możeby posłać po doktora? — zapytała Bronka.
Nie zgodziła się, twierdząc, że do jutra będzie zdrowa.
Bronka zasłoniła okna, otuliła chorą kołdrą i wysunęła się do siebie.
Po chwili zajrzała do niej i, zobaczywszy, że śpi, uspokoiła się.
— Może naprawdę nic nie będzie z tego — myślała. — Pracuje tak bardzo wiele, że może to tylko ze zmęczenia — uspokajała siebie, siadając do lekcji.
Wieczorem stan chorej pogorszył się tak widocznie, że Bronka koniecznie chciała posłać po lekarza. Sama jednak o tem wzmianka tak rozdrażniła pannę Wandę, że dziewczynka nie odważyła się jej sprzeciwić.
Panna Wanda nie chorowała nigdy, to też Bronka zupełnie nie umiała obchodzić się z chorymi i, obawiając się rozdrażnić ciotkę, ustąpiła.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.