Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co począć? co począć? — myślała nieraz Bronka. — Jak ją ratować?
I klękając przed wizerunkiem Ukrzyżowanego, błagała Go o ratunek.
— O Boże — mówiła z głębi serca — o Boże Miłosierny, nie czyń mnie znowu sierotą, zachowaj mi ją.
I wysłuchał tych próśb Bóg Miłości, powoli zaczęło przychodzić polepszenie. Było jednak tak nieznaczne, tak zwolna przychodziła chora do siebie, że zdawało się, iż podmuch wiatru zabićby ją mógł.
I lekarz jeszcze nie wyrzekł ostatniego słowa, zalecał wciąż wielką opiekę i starania, badał i przychodził stale. Bronka jednak spokojniejsza już była. Miała wiarę, iż Bóg nie odrzuci jej prośby, nie zabierze jej tej, która była dla niej więcej niż najlepszą, najczulszą matką.
Podczas długiej tej choroby Krzysia była aniołem opiekuńczym Bronki. W szkole pilnowała ją ciągle. Miała zawsze dla niej coś na drugie śniadanie, bo zgnębiona i stroskana Bronka nie myślała o tem. Zwracała jej uwagę na wykłady, robiła dla niej notaki, i mimo że mieszkały daleko od siebie, codziennie wpadała pod jakimś pozorem, by z Bronką przerobić zadania i razem się uczyć.
Od Kępy nie było żadnej wiadomości.
— On chyba sam chory! — myślała, nie umiejąc sobie wytłumaczyć tego milczenia.