— Musisz przecie przekonać się — mówiła do Bronki, wzbraniającej się kiedyś przyjąć coś od niej — o moich ogrodniczych zdolnościach. Nie robię mamie żadnych wydatków, bo mam swoją grządkę, i co na niej wyrośnie, to już jest moją własnością.
Z ogródka też Krzysi dostawała i chora codziennie mały talerzyk wonnych truskawek.
— Musi to pani zjeść przy mnie — mówiła Krzysia, przynosząc jagody — bo inaczej rozpłaczę się. I mówiąc to krzywiła buzię w podkówkę tak, jak to robią małe dzieci. Wyglądała wtedy jak prawdziwa „maleńka“.
Nadeszły pieniądze z Warszawy.
Mecenas Stoiński przysłał tysiąc rubli. Więcej, donosił, narazie podjąć nie można bez poprzedniego wypowiedzenia.
Jednocześnie nadszedł list od Kępy. Bawił od paru miesięcy w środkowej Europie, zwiedzając różne stacje klimatyczne. Listu Bronki nie dostał i o chorobie panny Wandy nic nie wiedział. Ucieszyła się pieniędzmi i uspokoiła o Tadeusza.
— Może to i dobrze — myślała sobie — że mego listu nie otrzymał, przyjechałby tu zapewne, a przez to miałby przerwę w swej pracy.
Doktór, zapytany przez panią Tylicką, powiedział, że pannę Wandę należy umieścić na kilka miesięcy w sanatorjum w Zakopanem. Przeszła bowiem ciężkie zapalenie płuc i kurację musi mieć poważną i bardzo troskliwą.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.