Bronka w odpowiedzi ucałowała Maleńką, ale się nie zgodziła. Milczała wciąż. Aż pewnego dnia wpadła do pani Tylickiej.
— Już jestem po egzaminie! — zawołała. — Celująco z góry na dół.
Pani Tylicka ściskała ją uradowana.
— Ciotka wie? — pytała.
— Naturalnie! Wpadłam do niej, zaniosłam radosną wieść i oto tu jestem.
— Poczciwie to z twej strony...
— Nie wiem, czy tak bardzo poczciwie, bo muszę przyznać, że przygnał mnie tu interes — rozśmiała się Bronka.
— Ciebie, interes?
— Tak, tak, mnie, droga pani. Przyszłam prosić o dobrą opinję i polecenie — a widząc zdumienie w oczach pani Tylickiej, dodała: Zapisałam się w biurze pracy nauczycielskiej i mam ofiarowaną posadę, chodzi o pani polecenie.
— Bronko, jak mogłaś tak się sama rozrządzać! — zawołała pani Tylicka.
Bronka swawolnym ruchem zrzuciła kapelusz, przysunęła niski taburecik i usiadła u nóg pani Tylickiej.
— Wiele może, kto musi, moja droga pani — mówiła. — Wiem, o co pani chodzi: o to, że się rozrządziłam bez pytania ciotki. Zgóry wiedziałam, że się nie zgodzi, będzie się irytować, gniewać, odchoruje ten mój projekt. A jakże inaczej postąpić mogłam? Do sanatorjum jechać mi nie
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.