— Jakież są twoje zamiary na przyszłość, panie Janie?
— Obecnie jestem słuchaczem politechniki w Pradze, po jej ukończeniu wyjadę do Anglji, by tam pracować w przemyśle żelaznym. Gdy zdobędę odpowiednią wiedzę, wrócę do kraju, bo tylko w Polsce chcę żyć i pracować...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nadszedł dzień upragniony, wesela krakowskiego. Zajechały przed dwór w Olejowej trzy duże wozy, brzęczące dzwoneczkami i strojne w kwiaty, zaprzężone po dwie pary koni w lejc.
We dworze już od wczesnego rana ruch był wielki. Panny ubierały się, panowie pilnowali, by wszystko było w porządku, no i o swych strojach myśleli również. Pani Asłanowiczowa jako starościna miała pieczę nad całością. Zabawa była składkowa; całe sąsiedztwo dalsze i bliższe brało w niej udział. Zawczasu, bo w przeddzień zabawy wysłano to wszystko, co miała dostarczyć Olejowa, do Turz, gdzie miał być pierwszy wieczór. Następnego dnia miano jechać do państwa Telatyckich do Choromczy. Wielka zażyłość łączyła wszystkie trzy rodziny: Asłanowiczów, Turczańskich i Telatyckich, to też Zosia Telatycka przyjechała do Olejowej i stąd w orszaku swych druchen Bronki, Oli i Stefy Asłanowiczówien oraz Jany cyganki miała wystąpić jako panna młoda.
— Jak się te panny niemożliwie długo stroją — niecierpliwił się Witek Asłanowicz. — Konie już od godziny czekają, a ich ani widać.