I znowu tańczyli, aż wkońcu i Witek Asłanowicz zaśpiewał, stając przed muzyką:
Grajcie, skrzypki, bo się smucę
W opłakanym stanie;
Z konikami ja powrócę,
Serce się ostanie.
I długo tak w noc tańcowano naprzemiany: krakowiaki, oberki, mazury. W przerwach zaś między tańcami Jana cyganka uwijała się po sali, żartując, dowcipkując i wróżąc zebranym.
Znała wszystkich od dziecka niemal i lubiano ją ogólnie. Nusia, która tu była obca, gdyż gościła bodaj po raz pierwszy w sąsiedztwie państwa Turzańskich, dowiedziawszy się, że to panna Asłanowiczówna, wyciągnęła do niej rękę z prośbą o wróżbę.
Jana popatrzyła uważnie i jak prawdziwa cyganka, wodząc palcem po dłoni i kiwając głową, rzekła:
— Piękna panna, piękna, i chłopiec piękny patrzy na nią jak na piękną różę, ale się boi, oj, boi...
— Czego się boi? — spytała Nusia.
— Cierni — rzuciła wróżka. — Cierni się boi panicz młody, trzeba je odrzucić, bo odjedzie, a smutek zostanie.
Wróżka odbiegła, a Nusia rozśmiała się, ale była dotknięta.
Nie bawiła się dobrze. Bronka bezwiednie popsuła jej humor. Panna Palmirska przekonana była, jadąc do Turz, że właśnie ona będzie królową