czące po kamieniach fale Czeremoszu, oświetlone różnobarwnemi lampjonami.
— Nie chcę już tańczyć — szepnęła Bronka — taki cudny wieczór, ta przyroda taka śliczna, że wolę tu siedzieć i patrzeć.
W tejże chwili spacerujący podeszli tak blisko do buku, iż dokładnie można było słyszeć ich rozmowę.
— Śliczna jest ta panna Torska — mówił któryś z panów — pani ją zna, wszak prawda, panno Anno?
— Znałam właściwie, będąc w trzeciej klasie — odpowiedziała Nusia.
— Pochodzi z Warszawy?
— Ach tak, ojciec jej jakiś podobno handlarz zbankrutował, i zdaje się, że zastrzelił się. Wiele osób pogrążył w nędzy.
Ola skoczyła z ławki. Wiejski drgnął, urwał w pół zdania i spojrzał na Bronkę. Światło księżyca tak na nią padało, iż dojrzał, że zbladła śmiertelnie, i łzy rzuciły się jej z oczu.
— Jak ona śmiała — zawołała Ola — to mówić.
— Pani — szepnął Wiejski, pochylając się nad płaczącą — nie zważaj na te słowa, wypowiedziane przez złą dziewczynę.
— Ależ to kłamstwo, ohydne kłamstwo — odrzekła Bronka — ojciec mój życia sobie nie odbierał. Umarł z przepracowania. Był najlepszym człowiekiem i nikomu nie wyrządził krzywdy.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.