dówny, ani niemądrych dowcipów swej drugiej nieprzyjaciółki, Kazi Górnej. Starała się unikać obu, a że była zajęta, więc też nie było to rzeczą trudną. Reszta otoczenia, zacząwszy od pani przewodniczącej bursy, aż do stróża, obdarzała Bronkę taką serdecznością, iż narzekać na swój los nie mogła.
Tęskniła bardzo za ciotką i za Olejową. W tym obcym domu tyle miłych chwil spędziła. Ola i Stefa pisywały do niej. Obie były na pensji w Krakowie, widywały się z Janą i donosiły o wszystkiem swej nauczycielce, pisały nawet o Witku, tylko o Surmie było głucho, a młoda nauczycielka nie pytała również o swego drużbę. Nie mówiła nigdy o nim, z Krzysią nawet.
Myślała zato często o tych kwestjach, które on poruszał.
Po dwumiesięcznym obrachunku okazało się, że Bronka jest bogatą bardzo, bo po opłaceniu wszystkich wydatków złożyła do rąk pani Tylickiej swoje oszczędności: całe pięćset koron.
— Jestem tak dumna — mówiła — jakbym naprawdę skarb posiadała. Mam już swoje własne pieniądze i mogę niemi rozporządzać.
— Może się na święta wybierzesz do Zakopanego? — zapytała pani Tylicka.
— Nie — odparła stanowczo Bronka — mam inne zamiary. Chcę brać lekcje angielskiego języka.
— Bój się Boga, dziewczyno! czy nie za wiele pracy bierzesz na siebie. Przemęczysz się.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.