Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

— Odpocznę — mówiła sobie — nabiorę sił, a potem...
Nie zwierzała się nikomu z tem, co zamierza na przyszłość uczynić, a każde zapytanie zbywała uśmiechem.
Rozjaśniona, wesoła, weszła do mieszkania pani Tylickiej, i pierwszą osobą, jaką spotkała w progu, była panna Wanda.
— Ach, niedobra, niedobra! — wołała, rzucając się ciotce na szyję — a ja cieszyłam się, że jutro, pojutrze pojadę do Zakopanego i mojej ciotce zawiozę ten oto dowód mojego rozumu — mówiła, pokazując swój dyplom.
— Wybacz mi, Bronko — odrzekła panna Wanda — ale już nie byłam w stanie dłużej wytrzymać, i doktor sam mi radził, bym jechała.
— Pojedziecie zato razem kędyś — rzekła pani Tylicka — i wszystko będzie dobrze.
— Nie we dwie, tylko we trzy pojedziemy — mówiła Bronka. — Już mi to pani dawno obiecała, że te wakacje spędzimy wspólnie. Ludzie uczciwi mają tylko jedno słowo.
Pani Tylicka nie opierała się, i wszystkie trzy spędzały wakacje na wsi, w Jasielskiem, wśród ślicznych lasów świerkowych, ponad Wisłokiem.
Zaproszony przez Bronkę, przyjechał tu i doktór Tadeusz Kępa, obecnie profesor higjeny na wszechnicy Jagiellońskiej.
— Jaka szkoda — rzekła p. Wanda — że pan doktór nie jest profesorem we Lwowie, bylibyśmy w jednem mieście, jak za dawnych czasów.