Ukryła twarz w dłoniach i chwilę milczała, poczem podniosła błyszczące łzami oczy na Janę.
— Janiu — szepnęła — nie, niech on mi nic nie mówi. Nie trzeba...
— Bronko — prosiła siostra — Witek cię bardzo kocha, pozwól, by ci to powiedział i nie odmawiaj mu...
Ale Bronka już ochłonęła, serce jej biło tylko szybciej, i łzy miała w oczach.
— Nie, Janiu — powtórzyła — to niemożliwe, może kiedyś pójdę zamąż, ale dziś nie chcę i Witka nie kocham. Dobry on, wiem to, bardzo zacny, ale nie kocham go i żoną jego być nie mogę.
Siedziały jeszcze długo nad rzeką, Jana poruszała sprawę brata, chciała, by bodaj nadzieję jaką zrobiła mu Bronka, może kiedyś... w przyszłości...
Ale tamta potrząsała ciemną główką i prosiła, by Witkowi wytłumaczyła, że jej bardzo żal, ale nie może być jego żoną i prosi go, by o niej zapomniał.
— Bronko — spytała wkońcu Jana — ty chyba kochasz innego?
I znowu spojrzały na nią jasne źrenice dziewczęcia.
— Nie — odparła stanowczo — nikogo tak nie kocham, żebym chciała być jego żoną. Nie myślałam o tem nigdy jeszcze.
Wstały i poszły ku domowi.
— Pójdę do siebie — rzekła Jana. — Witek z kolei pewno wstąpi do domu. Bronko, pozwól
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.