— Mam o tobie pojęcie, Broniu — odezwała się pani Tylicka — iż nie będziesz koniecznie myślała o interesach Bergerów lub Sztejnów.
— A ileż my mamy naprawdę polskich fabryk? — ze smutkiem zapytała młoda dziewczyna. — No, ale tymczasem nie mam o czem rozmyślać, dla kogo będę pracować. Wpierw trzeba zdobyć potrzebną wiedzę. — Co to, ciotuś ma łzy w oczach? Co się stało?
— Nic, nic, Bronko — tłumaczyła się panna Wanda. — Tylko widzisz, w tem wszystkiem, co mówisz, jest i smutna strona: będziemy musiały rozstać się...
— O, co to, to nie! — zawołała Bronka. — Pojedziemy obie do Belgji, życie tam o wiele tańsze niż tu, i mój kapitalik po matce starczy na nas obie. O rozstaniu mowy być nie może.
Panna Wanda potrząsnęła głową.
— Nie — odparła — tak być musi. Twój kapitalik i tak został nadszarpnięty na moją chorobę, dotąd tego długu jeszcze nie spłaciłam. Brać z niego dla siebie nie mam prawa i nie potrzebuję, gdyż jestem zdrowa i zdolna do pracy. Z nauczycielstwem również zrywać nie mogę. Skoro więc ja nie oponuję na twe projekta, ty również musisz się zgodzić na moje, i rozstanie się jest rzeczą nieuniknioną.
I rozstały się. Pomimo próśb Bronki i jej zaklinań panna Wanda nie ustąpiła, została we Lwowie, tylko tym razem ona, jak niegdyś Bronka, zwinęła mieszkanie, odprawiła służącą i odnajęła
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.