co tu słyszę, widzę i podziwiam, zebrać do mej głowy, przyswoić sobie, przemyśleć i przetrawić, a potem...
— Co potem? — pytała panna Kańska.
— Zawieźć do ziemi mej — szepnęła Bronka — podzielić się wszystkiemi skarbami tu zdobytemi z braćmi... to byłoby dopiero szczęście...
Tak w każdej chwili, przy każdej sposobności myśli młodej dziewczyny wracały do kraju i coraz goręcej biło jej serce na myśl o pracy dla niego.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Upłynęły trzy lata. I znowu była wiosna na świecie. Słońce jasno zaświeciło w oknie czwartego piętra i zbudziło studentkę. Pierwsze spojrzenie ślicznych, czarnych oczu padło na stojącą przy łóżku fotografję.
— Tatusiu mój — szepnęła dziewczyna — wszak to święto twej królewny. Od dziś ona pełnoletnia i odpowiedzialna za swe czyny i słowa.
W tejże chwili zapukała do drzwi posługaczka. Niosła przepyszny bukiet białego kwiecia.
Bronka spojrzała zdumiona, a Belgijka oznajmiła z zadowoleniem, że kwiaty przyniósł chłopak od pierwszorzędnego ogrodnika.
Kto przysłał, było zagadką, bo przy kwiatach nie było żadnego listu, ani biletu.
Ubierając się szybko, Bronka ze zdumienia wyjść nie mogła.