Bronka porwała się z krzesła, oczy jej zapałały, płomienie uderzyły na twarz.
— A więc — zawołała — okłamaliście mnie! Całe życie na łasce waszej jestem. Byłam spokojna i szczęśliwa, że za mój skromny grosz uczę się, że przynajmniej dziś nikomu ciężarem nie jestem, że chociaż w części spłaciłam dług zaciągnięty... A to okrutnie było z waszej strony!..
— Bronko — mówił Kępa — uspokój się i zastanów poważnie, a przyznasz, iż w tem, co się stało, nie było okrucieństwa, jedynie troska o ciebie i twą przyszłość. Gdyby twój kapitał został wyczerpany, nie mogłabyś należeć do towarzystwa, a tem samem nie stałabyś się współwłaścicielką Bronkowa.
— Nie zostanę nią i obecnie — odparła. — Nie chcę długów, nie chcę darowizn żadnych. Dziś jeszcze napiszę do mecenasa Stoińskiego, prosząc go, by odebrał swą należytość i pokwitował mnie z tego długu.
— Proszę ciebie, nie czyń tego.
— A to czemu? — zadziwiła się.
— Gdyż w tem, co się stało, niema winy mecenasa — odparł cichym głosem.
— A więc to pan, pan mi tę jałmużnę rzucił? — zawołała porywczo. — Pan, który wiedział, jak mi bardzo było ciężko już w dzieciństwie przyjmować cośkolwiek od ludzi...
Po raz pierwszy od lat dziecinnych Bronka nazwała Tadeusza panem i on odczuł to boleśnie.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.