stojących teraz w parku, stała „królewna“ i wpatrywała się w dal ciemną. Przyjechała późnym wieczorem wraz z doktorem Kępą, który na nią czekał w Warszawie, musiała bowiem załatwić tam jeszcze formalności prawne. Panna Wanda już wcześniej przybyła do Bronkowa, bo i ona miała tu mieć swój dział. Przy fabryce była szkoła dla dzieci robotników, kierownictwo jej powierzone zostało pannie Kańskiej. Urządziła więc szkołę, a jednocześnie przygotowała mieszkanie dla Bronki i pierwsza powitała młodą dyrektorkę farbiarni.
Nie widziały się ze sobą cały rok, to też pytaniom końca nie było. Ostatecznie cisza zaległa mały domek, gdzie obie dyrektorki miały mieszkać; wszyscy spali oprócz Bronki, której nowe wrażenia długo w noc usnąć nie dały.
Jest znowu w Bronkowie, w tym Bronkowie, który przed laty kupił dla niej ojciec. Wróciła do gniazda, lecz w jak odmiennych warunkach?
Podniosła oczy ku niebu, skąd spływały na nią blaski księżyca i promyki złotych gwiazd, i myśl zwróciła się ku temu, który ją odszedł małą, niedołężną dzieciną.
— Oto, mój ojcze — szepnęła — podejmuję pracę twoją, staję przy warsztacie, od któregoś ty odszedł, i póki tchu w piersi pracować chcę dla mej ziemi. Niechże błogosławieństwo twe spłynie na głowę moją i pracę, którą podejmę... Niech duch twój będzie przy mnie i moc da słabym mym dłoniom.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.