Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

A zresztą, mówmy otwarcie, czyż mężczyzna taki jak ja, brzydki, niemłody, może myśleć, iż piękna, młoda dziewczyna zakocha się w nim? Może serce jej jeszcze nie przemówiło, a jeśli tak, to niesumiennie byłoby z mej strony korzystać z jej nieświadomości. Wczoraj mówiłem z nią o mej przyszłej podróży. Gdyby było tak, jak pani sądzi, inaczejby się na nią zapatrywała. Nie sądzę, by mię do niej zachęcała... Nie, nasze drogi rozejść się muszą.
Wtem przez otwarte drzwi wpadł do pokoju srebrzysty śmiech Bronki.
Doktór wstał i wyszedł na werandę.
— Patrz pani — mówił — Bronka wraca, lecz któż to z nią idzie?
— To syn dyrektora fabryki — odparła, patrząc na idącą w głębi alei młodą parę — Jan Surma. Mówił mi, iż znał Bronkę w Olejowej.
— A... — rzucił Kępa, i znowu bolesny skurcz przebiegł po jego twarzy. Trwało to jedną chwilę.
— Widzi pani — mówił już spokojnym, zwykłym głosem — oto idzie ku nam wiosna, idzie i kwiaty niesie i nowe życie przynosi ze sobą. Niechże szczęśliwa i pogodna będzie! Nie zatruwajmy jej cudnych chwil, nie rzucajmy cienia na tę przedziwną krasę. Usuńmy się z drogi tej młodości...
Tak mówił Tadeusz Kępa, a panna Wanda przyznać mu musiała, że ta młodość, idąca naprzeciw nich, była naprawdę piękna.