Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 075.jpg

Ta strona została skorygowana.

...«Uśnij mi uśnij, Jasieńku kochany!...»
Śpiewa. Wtem nagle siędzie, głową rzuci,
Wyprostowana, plecami o ścianę
Oparta, oczy miała, jak pijane.

Śmiertelna w twarzy, usta, by upiora
Czerwone; wzrokiem tych szukaczy śledzi.
Aż gdy ta do niej przybliży się sfora,
Tak krzyknie: — «Ludzie, ja chcę do spowiedzi,
Do sakramentów chcę! Księdza! Ja chora!»
Wtem strażnik: «Co za kobieta tam siedzi?»
Tak Szczęśniak w łeb skrobie: «Mojać baba»,
— «Co? Pomieszana?» — «I, nie. Tak ot słaba».

Więc że ów ludzkość w sercu miał, tak rzecze:
— «Szkoda, bo ładna!» — Wtem szypra odbije,
Co sięgał ku niej. — «Ty sam ją, człowiecze,
Podnieś i sprowadź. Co ręce tam czyje
Szaprać ją będą? Sam o nią miej pieczę...»
Ruszył się Szczęśniak, a ta w krzyk: — «Zabiję,
Jeno mnie dotkniesz!» — Tak on: — «Hanuś, co ty?...»
A ona: — «Józef, puszczaj!... Józef złoty!...»

I ręce obie podniesie i składa
Jak przed ołtarzem, jak przed monstrancyją.
A łza jej po łzie z rzęsów by grad pada,
Aż srebrne łuny na twarz całą biją.
W lnianej koszuli, roniąca się, blada,
Z wzniesioną piersią i odkrytą szyją,
W głosie modlitwa, i rozpacz, i trwoga —
Tak mi została w oczach ta nieboga.

Stropił się Szcześniak: był miętkiej natury,
Ale że ścisk się czynił, jak w kościele,
Więc krew mu buchła kipiątkiem do góry:
— «Wstawaj! — zakrzyknął — Patrzta! Ceregiele