Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 116.jpg

Ta strona została skorygowana.

Wtem skoczy tłumacz: — «Gdzie partja?» — «Wysłana»
— «Jak, gdzie wysłana?» — «A w puszczę». — «I kiedy?»
— «A dziś ich ze stu wywlekło się z rana». —
— «Stu?... Pięćset było!» — «Nie będzie tym biedy...
Już im tu ziemia na amen[1] nadana!» —
Podniósł brwi tłumacz, wzrok spuścił. — «No, tedy —
Rzekł, skubiąc bródkę — dać ludziom wieczerzę,
I czekać, aż ich komisja zabierze». —

Zawrócił, pięty mułowi wbił w boki,
Dłonią go klasnął rozgłośnie przez kłęby,
Krzyknął nam: — «Z Bogiem!» — I z miejsca wpadł w mroki,
Bo już noc szczera nakryła wyręby.
Wtem strażnik: — «Dalej! Odpinać tam troki!
Czego stoicie, otwarłszy te gęby,
Jak wrota? Tutaj nie pora na dziwy.
Pilnuj się każdy sam, pókiś jest żywy!»

Nie wyszedł pacierz, a z kotła już jadło
Dymi, klekoce, kłębuje, wypryska,
Duch[2] się rozchodzi, bo czujne[3] w niem sadło.
Skaczą murzyny, poddając ogniska,
Babie się koło po ziemi rozsiadło,
Gwarzą, i tylko ubogie dzieciska
Posnęły we łzach po długiem płakaniu;
Matki je na mchów składają posłaniu.

Mogliśmy w izby, lecz wszystkim się zdało
Pod niebem raźniej, niżeli pod dachem.
Z kotła też mile po sercu głaskało
Wyczczony naród wieczerzy zapachem.
Luda się wokół, jak wody, rozlało;
Hukają młodzi i prędko ze strachem

  1. ... na amen — na trwałe, na wieki.
  2. Duch (gw.) — woń, zapach.
  3. Czujny (gw.) — cuchnący.