Podniósł berlicy, brwi ściągnął sobole:
— «I cóż patrzycie we mnie, jak w raroga?
Pytam: gdzie będzie tu gromadzkie pole?
Gdzie wygon? Kędy na pastwisko droga?
Gdzie tu wysadą zaszumią topole?
Gdzie w łąkach stogi świeżego muroga[1]?
Gdzie staną chaty rzędem? Sady? Kopy?
Gdzie tutaj stanie wieś? Gdzie siędą chłopy?
Bo jak miarkuję dotąd i jak baczę,
Holendry chcecie fundować tu... Szwaby...
Tfu! Płócienniki jakieś... Djabły... Tkacze...
Co na osóbkę[2] siedzą, tfu! jak żaby
W błocie!... Ja ciągnął tu między oracze,
Między rataje[3] Boże, Boże raby[4]...
Ja tu fundować myślał w te wysiołki[5]
Wieś sprawiedliwą polską!» — «Czy my kołki —
Kos krzyknie — żeby żerdzi się trzymali?
Każdemu luźniej, jak pola rozeprze!» —
Lecz stary kiwał głową: — «Oj, obali
Wiatr cię, obali, jak czajkę na Dnieprze,
Ty, samoluzie!»[6] — Lecz inni wzdychali,
Dnie wspominając szczęśliwe i lepsze.
Każdemu stoi przed okiem, jak żywa
Ta wiejska droga miła, chociaż krzywa...
Milczą. Zbyt pełno w sercu tam i w duszy,
Żeby wymówić słowem... Ten zagrodę
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 192.jpg
Ta strona została przepisana.