Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 262.jpg

Ta strona została przepisana.

Zaczem się dźwigną wskrzeszone Łazarze,
Podnoszą ręce, podnoszą ramiona,
Siedli, podjęli pobielałe twarze
W niebo, a każda łzami uroszona,
Aż się skra życia w źrenicach ukaże...
Pobrały matki dzieciątka na łona,
Wstają, chcą dalej... Choć nocą, a dalej...
Targają chłopów za rękaw, by wstali.

Tak za Marychną pojrzę i za Stachem.
Szli pilno, skalnem spinając się zboczem,
Pod ciemniejących pomierzchów baldachem,
Już mgliści, już tem sinem podobłoczem
Nakryci... Ona wpierw, najmniejszym strachem
Niezlękła, jakby skroś wiedząca o czem,
Szła, rzekłbyś, anioł wiódł ją gdzie po steczce[1],
Jako Maryją z Dzieciątkiem w ucieczce.


V.


Dzień prawie świtał, kiedy my na strzemię[2]
Wschodnie wstąpili skalistego siodła.
Spojrzym — przed nami het, precz, wolne ziemie
Już maj, już biodra górom pasze jodła,
Już sto ruczajów osrebrza im ciemię,
A jak wzrok puścić, tak wstęgę rozwiodła
Ogromna, modra i wezbrana rzeka,
Co w wielkich błyskach do morza ucieka.

— «Reta»!... — zawrzaśniem, A huk, jakby działo
Pękło, rozegrzmiał w stu echach przez szczyty.
Wnet szpiku w kościach, tchu w nozdrzach przybrało,
I tak na one różane rozświty

  1. Steczka (gw.) — ścieżka.
  2. Strzemię (przen.) — stopień, przełęcz.