Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 285.jpg

Ta strona została przepisana.

Zaś Roch, jak młocek, tak w równej precz mierze
To pięść opuści, to znowu ją dźwiga.
Co utnie, leci z królika pstre pierze
Na wiatr dokoła, aż w oczach się miga.
Właśnie, jak kiedy, zarżnąwszy kapłona,
Baba mu pióra rwie garścią z ogona.

Tymczasem, jako się w obrosłym stawie
Ruszonej wierzby kołychanie dwoi,
Tak w onej bitką dyszącej czarniawie
Ruch i cios każdy przejmują wnet swoi.
Ten się zastawia, ten pada już prawie,
Ów okamieniał w skoku i tak stoi,
A coraz, z wrzaskiem murzynów, polata:
— «Bij! Dobra! Górą Roch! Górą Zatrata!» —

Wtem — patrzę — słabnie chłop. To się powinie,
To utknie, to łbem zatoczy do dołu...
Już murzyn obie garście mu w czuprynie
Trzyma, i już się taczają pospołu.
Takem się zdumiał. Bo widzę po minie
Srogosierdzistej, że chłop wziąłby wołu!
Wtem królik, jakby wysadzony prochem
Z harmaty, kozła wyciął — het — nad Rochem.

Tu go chłop czekał. Jak żbik w bystrym skoku,
W powietrzu chwycił króla w pas i trzyma.
Próżno chce murzyn na ziemię dać kroku,
Próżno grzmi pięścią i błyska oczyma.
Zagruchło w kupie, jak w czarnym obłoku,
Co go wichura pędzi, a grad wzdyma,
Aż nagle, kawał ciśnięty polana
Świsnął i podciął Rochowi kolana.

Zwalą się razem, zaryją się w ziemi,
Jak podrąbane na boru swie sośnie.