Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 290.jpg

Ta strona została przepisana.

A choć krwi potok przez oczy mu lunął,
Trupa się tego uczynił strażnikiem,
Jak skrzydła, po nim rozciągnąwszy ręce:
I tak stratowan był i zginął w męce.
................

Lecz ja, skinąwszy sobie do pomocy
Pietra Bandysa i Ziąbę Wawrzona,
W bok się rzuciłem, i skryty od nocy,
Zabiegłem bandzie chyłkiem od ogona.
Dopieroż po nich prać!... Skoczą jak z procy...
My wpozad, z przodku kłonica czerwona
Rocha Zatraty, więc się to rozpryśnie
W boki, jak twarog, gdy śruba[1] dociśnie.

Ryczą, pierzchają, padają, gdzie ślisko,
Na trupy, na jęczące rannych ławy.
A miesiąc prawie wytoczył kolisko,
Ogromny, groźny i dymno-jaskrawy,
I tak obświecił to krwawe boisko
I twarze w ogniach — sam w ogniach i krwawy,
I były niebo i ziemia — jak piekło...
A nas gwałt, bójka, rozpacz — wszystko wściekło.

Tak, tak my dziko te łby oczadzili
We krwi zaduchu, w parach, w trupim swędzie,
Że jakby trzasnął grom, tak jednej chwili
Wpadlim, wszyściuchno potłukli w facendzie,
I w miasto! — Miasto leżało w ćwierc mili.
Tak jednym wichrem i w jednym rozpędzie
Mordować lecim, bić — co się nawinie...
Niech się zawali świat! Niech wszystko ginie!

Roch, jak zhukany buhaj, pędzi przodem,
W rękach mu furczy okropna kłonica.

  1. ...śruba w prasie, w której się wyciska ser.