Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 307.jpg

Ta strona została przepisana.

Obaczyć, pola, ten jęczmień wąsaty!»...
— «Co się tam prosić! Zabierzem i kwita!
Niechże choć nockę znocują przed drogą
Pod dachem! Niech się na siłach wspomogą!»

Miło mi w sercu zagrały te słowa.
Pojrzę po oczach naszym, szukam rady...
A jako byłem ja teraz ich głowa,
Więc otrę wąsa i tak od gromady
Rzekę: — «A niechże Bóg święty zachowa,
Byśmy tu z wami, bracia, mieli zwady!
Dzień-ci nie wieczność, a piór nie ubędzie
Ptaku, choć sobie na witce przysiędzie».

Chrząknę, chcę dalej, wtem ryk... Aż mi skóra
Pocierpła. Z boku stał z kopicą siana
Wóz drabiniasty. Przy wozie Sekura.
Piersi w wóz wparte, twarz w siano schowana,
Pleco mu trzęsie okrutna wichura
Srogiego płaczu, struchlałe kolana
Prawie że klęsną, a skroś tej zawiei
Ryk z chłopa idzie, jak ze zwierza w kniei.

Zaczuł! Sianokos zaczuł — łęgi nasze,
Nadbużne błonia, nieobeszłe[1] pasze,
Nabrane słodkim dechem matki-ziemi...
Zasłychnął chrzęsty kos, świergoty ptasze,
Więc wóz objąwszy ręcami drżącemi,
Wparł nędzną głowę w więź siana i rykiem
Folgował, niemym nie władnąc językiem.

Rzucą się chłopa odrywać — nie dałem.
Niech ta nacieszy się! Niech ta nadycha!
Niech mu ta ulży pod łzow tych nawałem...
A już wolnieje płacz, już chłop nacicha,

  1. Nieobeszły — niepodobny do obejścia, rozległy.