Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 380.jpg

Ta strona została przepisana.

Więc, jak gdy polem ruń wywrze sie jarem,
Tak tam się głowa przy głowie w tym tłoku
Cisnęła jednym zwichrzoym obszarem.
Nikt poosobno nie tkwił tam na oku,
Lecz wszystko razem z tym śpiewem, z tym szumem,
Z grzmotem tysiącznych kroków było tłumem

Skrzywdzonych, co tu przyszli wołać prawa.
A Giełda była na głucho zaparta.
Trzykroć chorągiew uderzyła krwawa
W odrzwia, przy których, milcząc, stała warta;
Trzykroć okrzyków buchnęła tam wrzawa,
Gdy nagle trzasła galerja otwarta,
A na niej, świetną wstęgą przepasany,
Komisarz z strażą od ściany do ściany.

Chce mówić. Podniósł rękę. Lecz w tej chwili
Kupców się za nim pokazały głowy...
Z rykiem wiec na to węglarze skoczyli,
Pchnęli Sekurę i trup Mazurowy
Chwyciwszy, szli z nim na barach, pochyli,
Groźni, prąc straże na obie połowy
Szerokich wschodów, co w lewo i w prawo
Wiodły w krużganek. Za nimi tłum ławą.

Błysnęły w górze oficerskie szpady,
Padł rozkaz, jęli kupić się żołnierze.
Wnet się związały dwie wrzące gromady:
Tamta dostępu broni, ta go bierze.
Lecą kułaków twardych gęste grady,
Lecz znać, milicja bije się nieszczerze,
Węglarze zasię głowy, jako tury,
Zniżywszy, z wielką mocą prą do góry.

Co krokiem naprzód stąpią — «Hura!» — z dołu.
Wznoszą się pięście, goreją źrenice,