Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 387.jpg

Ta strona została skorygowana.

Alić uśmiechu jego tu nie staje,
Nic chodzi on tu nocami cichemi...
Jako pan sługom — płaci wam. Nam — daje,
Jak ociec dzieciom, rękoma własnemi.
Pomniej-ci, prawda, ale że z miłości,
Nie z łaski, to wam Polak nie zazdrości.

Wy kraje swoje macie, jak kopalnie.
Dopóki jasna świeci wam z nich ruda,
Póty się sami dmiecie triumfalnie;
Jak nie — obcego napędzacie luda...
My do ziem naszych bierzemy się mszalnie,
Krzyżem znaczona jest wiosenna gruda,
A zaś wychodzi z pod tej chłopskiej ręki
Przypodniesiona, jak kielich ów męki.

Wtedy się staje cichość nad polami,
Co są obsiane i ziarnem i duchem...
Oboje źreją. Oboje runiami
Nadziei wschodzą za wiosny podmuchem.
Ziem nasza czuje! Ziem nasza jest z nami,
Czyli we kwieciech czyli pod obuchem.
A kiedyś, człeku, we łzach się położył
Na własny zagon, już duch w tobie ożył.

A myby pewno tutaj — Podlasiaki —
Nie szli korabiem przez to wielkie morze,
Pewno nie padliby tu, jak te ptaki,
Odlatujące w zachodnich łun zorze,
Pewno chleb suchy jadłby jaki taki
Na szczerym piachu, na dzikim ugorze,
By nad swą ziemią ubogą i polną
Mogli zachować w ciele duszę wolną.

W nas tej chytrości, co wytęża ślepie
Za zyskiem, niemasz! W nas jest rzewność cicha