Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 400.jpg

Ta strona została przepisana.

Przez ramię jeden miał torbę na troku,
Kapota, jako się noszą rzemiosła,
Na drugiem siwa płótnianka, łeb goły,
Kij w ręku, jako chodzą apostoły.

Uwięzły oczy mi w tej dziwnej głowie,
Jasnej, przy ciemnym ogniu śniadej twarzy,
Jak dach słomiany na czarnym tułowie
Zgorzałej chaty, co jeszcze się żarzy...
Tak szli pośpiesznie owi przybyszowie,
Nasi im z boków przydawali straży,
Aż krzykną ku nam zdala: — «Pochwalony!»
Tak my: — «Na wieki! Witajcież w te strony!»

Lecz Roch zdaleka wołał: — «Wielkie dziwy!» —
A Bandys wprzecz mu: — «Okrutne odmiany!» —
Jako więc kiedy na podmokłe niwy
Ostatnich śniegów, mając w piórach piany,
Lecą i klekot puszczają gwarliwy
Powracające z wód ciepłych bociany,
Tak one chłopy niesły się we wrzawie
Takiej, żem nie mógł rozeznać nic prawie.

Dopieroż kiedy przestąpili proga,
Przycichło. Tak my ścisnęli prawice,
Oni zaś wtóre pochwalili Boga.
Starszy — personat![1] Kapota w pętlice,
Wąs po sapersku przycięty, twarz sroga,
W głębokie brózdy, w mroki, łyskawice.
Siadł, boki zaparł. — «Interes tu taki —
Rzecze. — A które tu są Podlasiaki?

Bo my tu do nich.» — Hurmem się ozwały
Głosy z gromady: — «My od Sokołowa!»

  1. Personat — osoba poważna, znaczna figura.