Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 078.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy się ze mną ubiega figlarnie
Tam, gdzie ma gniazdo jakaś pliszka polna;
Kiedy napiera się dojrzałej wiszni,
Gdy jeszcze kwieciem cały sad się pyszni,
Gdy ręce z żalem załamuje, pusta,
Że się zielona żabka nie odzywa,
Że poschną wszystkie w ogrodzie warzywa:
Tobym ją chwycił, jak dziewczynkę małą,
Uniósł od ziemi i objąwszy całą
Drobną jej postać, ucałował w usta!
Lecz gdy pod niebem błękitnem, gwiaździstem,
Chodzimy razem wśród szeptów wieczora,
Gdy ona cicha, do rozmów nieskora,
Tłómaczy myśl swą spojrzeniem przejrzystem,
Gdy w moich dłoniach trzyma rączkę małą
Tak beznamiętnie, jakby jej to ciało
Nic nie ciążyło ziemią i zmysłami,
To chciałbym, zaraz na klęczkach, ustami
Przylgnąć do stóp jej i całować nóżki
Tej zamyślonej, tej tęsknej, tej duszki!


V.

Pomiędzy tłumem obojętnym sami,
Doszliśmy prędko do czarownej chwili,
Kiedy się dwoje rozmawia oczami,
Chociaż się żadne z nich nigdy nie sili
Na tę rozmowę wymownej źrenicy.
Urok zakazu, urok tajemnicy
Ciągnął mnie, jakby czarodziejska siła,
Do tej przepaści, która nas dzieliła...
A tu, jak na toż, jaskółka wesoła
Miga skrzydłami i zatacza koła,
Lepiąc gniazdeczko tuż pod samą ścianą...
Ona się wspięła na paluszków końce
I zasłoniła się rączką różaną,
Bo właśnie przyszło całować ją słońce;