Lecz się już kroków odgłos znów
Rozlega w mrocznej dali...
Nadchodzą ci, co z bytu snów
Dopiero wstali.
I leci płacz i leci śmiech
Przed niewidzialną rzeszą;
Staję i słucham z trwogą ech,
A oni śpieszą.
I rzuca kopacz ziemi muł
I raźne słychać kroki;
Idą, gdzie na nich czeka dół,
Cichy — głęboki...
Modliły się dziś echowe kolumny
Łkaniem swych pieśni i ech swoich płaczem
Do archanioła, co stoi u trumny
Tego, który tu w życiu był tułaczem
I odszedł, gdzie go wiodła smętna gwiazda,
Domostwa szukać i wiecznego gniazda.
A usta, które tam w ciszy pałały,
Jak pała ogień stłumiony popiołem,
Rzekły: »Dopókiż, archaniele biały,
W grobowcach mieszkać będziesz bladem czołem,
Jako umarły księżyc świecąc ziemi,
Cichy, nakryty skrzydły przebitemi?
Oto już harfy, które cię płakały,
Zmilkły, jak orły, uśpione na chmurach,
I wytracone są z kołczanów strzały,
Które duch ciskał, na złotych się piórach
- ↑ Dzień śmierci Z. K. 23 lutego 1859.