Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 126.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Za tobą był twej młodości sen,
Rozwiany i daleki —
I takeś szedł w gościniec ten,
Jak w morze idą rzeki.

Żaden za tobą nie leciał głos,
Żadnego krzyku echo...
Drzwi domu twego zamknął sam los
I dumać siadł pod strzechą.
Co wzięło życie, co wziął grób,
Rozliczać — czyż to warto?
Niejeden żywy patrzy trup
Źrenicą w świat otwartą...

Toczą się piany sinych fal,
Słońce się niebem toczy,
Patrzą a patrzą w zamgloną dal
Niepocieszone oczy...
Kto żyć ma siłę — ten życia król,
Kto umrzeć umie — pan skonu;
Lecz głuchy, tępy, zastygły ból,
Ten nie ma ni berła, ni tronu...

Z pątniczym kijem drogą swą
Idzie — za gwiazdą tułaczą...
Stokroć szczęśliwi ci, co ją klną,
Co giną — i co płaczą.
Ale ty szedłeś, milczący gość,
Nie prosząc o gościnę
Życia, ni śmierci; tobie dość
Płynąć — jak fale sine.

Aż w tej samotnej drodze raz
Schyliłeś się, człowieku,
By dźwignąć czarny, żałobny głaz,
Co leżał tam od wieku.
Długoś weń patrzył, jak przez sen,