Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 267.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Albowiem przyszłość ziarn swoich nie siewa
Na polu ornem, ani na ugorze,
Ale na sercu, co jej się spodziewa...«
A ja, wspomniawszy, com widział w tym dworze:
— »Zaprawdę — rzekłem — są krwawe jej ziarna,
A rola ogniem spalona i czarna«.
............

A tam, gdzie z sobą mieliśmy te mowy,
Leżał niewielki grodek[1], snadź w pośpiechu
Opustoszały, jakby w czas morowy.
A ci co uszli, zostawili echu
Dziwnie żałosne głosy, które drżały
Wśród pustych domostw, jęk czyniąc niemały.

A wszystkie one pogwałcone mury
Przeciw nam w bramy zdawały się cisnąć,
A stosy sprzętów, zrąbanych na wióry,
Na czterech rogach rynku miały błysnąć
Pożogą, która nie jest zwykłą klęską,
Ale haniebną zemstą i niemęską.

A gdyśmy, idąc, odeszli niewiele
Od tego miejsca, rozległy się dzwony
Na starym, dosyć wyniosłym kościele,
A świat się cały zdawał być ruszony
Tym wielkim głosem żałości i trwogi,
Który łkający był, a razem srogi.

Kościół zczerniały, lipami nakryty,
Nad których zieleń błyskały z wież krzyże,
Miał smukłe, pełne gniazd gołębich szczyty.
A gdy tak nad nim rozbrzmiały te spiże,
Zdawał się w niebo róść i iść przed nami
Razem z tym jękiem dzwonów — błękitami.


  1. Tu w znaczeniu: mieścina.