Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 6 279.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

I zaorywać lemieszem swym będą
Czarne ugory, niepłodne czas długi,
I po wyciętych zadrzewią się borach
W świętości wiosny i w życia kolorach.

Głos z nizin bije...
— O, błogosławieni
Ci, co są smutni, i ci, którzy płaczą,
A w sercu mają grot krwawych ościeni,
A na grzbiet szatę wdziewają tułaczą
I wielki, ciężki krzyż na barkach niosą,
Póki ich ziemia pod łez stoi rosą!
Albowiem oni przybliżą dzień boży,
W którym radością odetchną narody,
A zaś się źródło nadziei otworzy
I puści się zeń ożywczy zdrój wody
I ludy ziemi pokrzepi swą mocą,
Iż pójdą w wielki bój ze złem — i z nocą.

Głos z nizin bije...
— O, błogosławiony
Duch, który łaknie, i duch, który pragnie
Sprawiedliwości za nędznych miljony,
Aż szale życia przychyli i nagnie,
Aby się równo ważyły pod niebem —
Dla ciemnych z światłem i dla głodnych z chlebem!
Bowiem nasycon w łaknieniu swem będzie
I ujrzy gniazda skowrończe w spokoju
I powołanie jastrzębie przed sędzie
I czoło w słońce wzniesione z pod znoju,
I krzyk przepaści i ciemnic ustanie.

Głos z nizin bije...
— O, błogosławiona
Dłoń, miłosierdzie nad nami czyniąca,