Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 078.jpg

Ta strona została przepisana.

wych spojrzeć miał z wieszczów i proroków twoich, temu dałam orłowe czoło i oblicze, iżby się w nim odbiły znaki i pieczęci ducha twojego świętego. A tyś mi uczynił słup męki z drzewa, na którem kładłam gniazdo orłom twoim!...

LUD.

Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!

POLSKA.

I co uczynić mogłam, ludu mój, a nie uczyniłam tobie?
Duchowi twemu dałam ciało jędrne, młodociane, zdrowe, iżby w niem rosnąć mógł ku przyszłości, a wzmagać się w siłę.
Nie zlepiłam ciała twego z okruchów starych i rozbitych naczyń ducha, jak to uczyniły inne ziemie ludom swoim pomieszanych początków i plemion.
Zlepiłam je z gliny dobrej, świeżej, która jeszcze w żadnym nie spękała ogniu. I nie zlepiłam ciebie z wody i z płomienia, i nie uczyniłam ciebie płodem gwałtu.
Wzrastać tobie dałam, jako wzrasta łan zboża, z jednego rozrodzony ziarna; a rodzaj twój szczepiłam, jako czyni zaszczepca dobry, który na polną gruszę pokrewny szczep z sadu bierze, a na żywicznym pniu słodkiej jabłoni nie szczepi.
Jam zgromadziła ciebie, jako pasterz zgromadza jednoroczne jagnięta swoje. Rozmnożyłam ciebie, jak matka rozmnaża braci między sobą: płodnością własnego łona. Chrobaty, Polanie, Ślązaki, Ruś, Litwa — bracia to twoi są, jako insze, z którymiś się za czasem zjednał i zrósł w całość.
I cisnęli się do ciebie bracia twoi, aby razem pługi wodzić, o domu radzić i węgłów jego obraniać. I uczyniło się bractwo plemion wolnych i wiec wolny, a złoto ani żelazo nie padało na szalę głosów, kiedy w błękit szły, ani się ku ziemi ważyły.