Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 111.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Może za wiele róż miała w ogrodzie,
Za rano słońce witała o wschodzie;
Może się nadto w księżycu kochała,
Patrząc mu w oczy, promienna i biała.
O! miała wady! była zmienna, płocha
I niecierpliwa. To smuci się, szlocha
Nad czemś, co z wiatrem uleciało puchem;
To znów dziecinnym i swawolnym ruchem
Z czoła odrzuca rozsypane włosy,
Ociera oczy... patrzysz... a za chwilę,
Zda ci się, skrzydła dostała motyle
I leci róże pootrząsać z rosy.
Waszych zwyczajów, konwenansów zbroja
Nigdy nie strzegła jej piersi śnieżystych;
Nie była z waszych kobiet zimnych, mglistych,
Lecz taka wdzięczna, och! i taka moja!




IV.


Kiedy mnie ciągnie za sobą swawolna
Przez krzaki jeżyn, leszczyny i tarnie;
Kiedy się ze mną ubiega figlarnie
Tam, gdzie ma gniazdo jakaś pliszka polna;
Kiedy napiera się dojrzałej wiszni,
Gdy jeszcze kwieciem cały sad się pyszni;